wtorek, 11 lutego 2014

Beksińskich portret podwójny foto + recenzja.

Balansując na krawędzi życia i śmierci, fikcji i rzeczywistości, czułości i dystansu Beksińscy namalowali swój portret podwójny. Magdalena Grzebałkowska go wydobyła, wnikliwie obejrzała i fachowo opisała. Co z obrazem zrobią czytelnicy?   


Zdublowaną biografię Beksińskich otwiera śmierć jednego z nich. Zdzisław Beksiński zawiadamia o samobójczej śmierci syna rzeczowo, ze zrozumieniem i ulgą: ,,że chyba dobrze się stało, jak się stało”. Na tę śmierć gotów był już od dwudziestu lat, kiedy Tomek po raz pierwszy próbował odejść z ,,fikcyjnego świata”.

Zanim jednak poznamy i pożegnamy syna, z uwagą przyjrzymy się ojcu, który już od najmłodszych lat czuł się obserwowany. Nie dziwią go postacie Smoka, Kucharza ani Matki Boskiej kręcące się za jego plecami. Przed brakiem samoakceptacji ucieka w rysowanie i książki. Jego ulubionym motywem jest wojna, choć jak twierdzi ,,widział za mało trupów i za mało ruin”, kiedy Niemcy wkroczyli do Sanoka. 

Jako student architektury poznaje swoją przyszłą żonę Zosię, miłość go oszałamia. Równie żarliwie zakochiwać się będzie ich syn, choć ten nigdy nie odnajdzie ,,tej jedynej”, która tak jak Zosia usunęłaby się w cień, by trwać przy mistrzu bez poczucia straty samej siebie.

Tomasz jest trudnym kompanem do życia. Mamie i babci, robi awantury o wszystko, przeklina. Skupiony na sobie, godzinami potrafi odgrywać sceny z ukochanych westernów. Z czasem traci głowę dla horrorów, wampirów i muzyki. Kłębią się w nim rozmaite emocje powstałe na fundamencie egocentryzmu i ekscentryzmu, których upust daje w audycjach radiowej Trójki. Nienawidzi papierosów i komputerów.

Natura Beksińskich jest dwoista, dlatego mamy wrażenie, że jest to portret poczwórny, a nie podwójny jak widnieje w tytule. Pod maską skrępowanego, pełnego mrocznych myśli malarza kryje się serdeczny i dowcipny mężczyzna. Nieustanna chęć Tomka do bycia w centrum uwagi, chowa jego kompleksy i niechęć do świata.

Magdalena Grzebałkowska szczegółowo relacjonuje życie Beksińskich dotykając wszystkich jego aspektów. Nie omija tematów trudnych, jak próby samobójcze Tomka, ani krępujących, jak notoryczna biegunka Zdzisława. Niestrudzenie dąży do ukazania czytelnikom pełnego obrazu rodziny Beksińskich, a wizja ta jest wielowymiarowa dzięki relacjom ich przyjaciół i współpracowników, transkrypcjom dziennika fonicznego, cytatom z listów i sprawozdawczemu stylowi narracji.

Lustrując relacje między członkami rodziny, autorka dociera do źródeł ich fobii i dogłębnie odtwarza spectrum widzenia Beksińskich. Robi to fachowo, z dystansem, którego brak jest czytelnikowi, który od pierwszych stron zaintrygowany, w całości akceptuje wyjątkowość Beksińskich i daje się wchłonąć wrażeniu, zatracając obiektywizm.

Urzeczony tym, że ojca i syna łączy skrajne umiłowanie coca-coli, filmów i muzyki, zdumiony ich poczuciem humoru i zafascynowany potęgą dziwactw, nie ma szans na oparcie się kwitnącemu uczuciu. Po lekturze już zawsze będzie miłośnikiem obrazów Zdzisława Beksińskiego, ale nie odważy się ich interpretować, bo mistrz nie uznawał symbolicznego przekładu. Dotrze do audycji Tomka Beksińskiego, które ukryją w sobie minuty przesłań i sygnały przywołujące historie z biografii. W końcu pojedzie do Sanoka, przejdzie ulicą, gdzie stał ,,mieszający w głowach” dom Beksińskich i zajrzy do muzeum, gdzie znajduje się spora część sztuki mistrza. Pozostanie pod ich wpływem na zawsze, wieszając ich portret podwójny, na ścianie świadomości.  





4 komentarze:

  1. Uwielbiam obrazy pana Beksińskiego. Po książkę sięgnąłbym powodowany chęcią bliższego poznania tego niezwykłego twórcy - byłoby bardzo interesująco dowiedzieć się jakim człowiekiem był Beksiński i potem odnajdywać te cechy w jego dziełach :)

    Przyznaję, że postać pana Tomasza nieco mniej mnie interesuje, ale to z pewnością znakomite uzupełnienie (przepraszam za tak instrumentalne wyrażenie) biografii Beksińskiego seniora, w której istotna była relacja ojciec-syn.

    "(...) wieszając ich portret podwójny, na ścianie świadomości" - świetna sentencja :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawe jest, że w czasach bez komunikacji podanej na stół, człowiek się wysilał na kartkę i długopis.

    Jeszcze poczytam.

    Z.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mimo, że od skończenia książki minęło już wiele dni, nie mogę przestać o niej myśleć. Jak głęboko nieszczęśliwy musi być człowiek, jak uwierać go musi świat, by tyle razy próbować się z niego ewakuować? Ile krzywdy może wyrządzić brak czułości? I jak kochać dziecko, by go nie skrzywdzić. Kto zawinił? I czy w ogóle można powiedzieć, że ktoś tu zawinił.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wspaniała lektura. Świetnie, że Grzebałtowska nie sili się na analizę psychologiczną postaci - pozostawia to innym. Rzetelny reportaż. Chyba najlepsza książka, jaką przeczytałam w tym roku. Wybitna. Zapraszam również na moją recenzję: http://pozycjeobowiazkowe.blogspot.com/2016/05/mistrzowie-i-magdalena.html#more

    OdpowiedzUsuń