poniedziałek, 17 marca 2014

W lesie pamięci - Zorkownia Agnieszka Kaluga

W lesie cisza i strach. Samotność i obecność. W lesie myśli piętrzy się życie, a śmierć krąży wokół drzew. Wśród nich ona: Kobieta – Emocja.

Kilka lat temu, zupełnie jak my, konsumowała życie w wielkomiejskich korkach.
Kilka lat temu, zupełnie jak my, zapomniała o śmierci.

Aż spadła na nią przygwożdżając do niebytu. Wielka śmierć malutkiej córki. Po 10 dniach walki pełnej nadziei nastąpiły długie miesiące beznadziei. Pozwoliła Martynce odejść obiecując, że nie utonie. I choć długo wstrzymywała oddech, promesy dotrzymała. Wypłynąć pomógł jej nowo narodzony syn – napełnił ją powietrzem i siłą, którą dziś rozdaje innym.

Próg ośrodka przekroczyła kilka tygodni po śmierci teścia, który odszedł właśnie tam, w hospicjum. Od tej chwili Agnieszka jest, by być dla innych. Wpatruje się troskliwie w gasnące twarze, śledzi mapy schorowanych ciał i dyskretnym uśmiechem wypędza z oczu pacjentów strach. Drobnym gestem, wysłuchaniem opowieści, obecnością przy ostatnim tchnieniu daje im poczucie, że są ważni.

Powagi opisywanej rzeczywistości tłumaczyć nie trzeba. Pierwszego dnia wolontariuszka ochoczo podnosi kamyczek zadowolenia robiąc choremu zakupy. Kilka dni później, opatrując jego zbolałe ciało sięga po spory kamień odpowiedzialności. A kiedy wymienią się już historiami i poczują podmuch ostatnich ziemskich chwil, Agnieszka Kaluga toczy już wielki głaz drogiego jej istnienia.

By ulżyć przeciążonym barkom i ocalić piękny umysł od zapomnienia, autorka Zorkowni decyduje się opisać zwyczajną niezwykłość momentów, a powstały tekst umieszcza na blogu.

Dopiero tam emocje obnażają jątrzące się rany, podziurawione rakiem wnętrzności, odleżyny, połamane kości i ból ciała jarzmiony morfiną. Kiedy wyje dusza, na ratunek przychodzą ciepłe spojrzenia, cisza milczenia i delikatny dotyk obecności. Przyjaźń obejmuje tu spełnienie obietnicy powrotu, drobny prezent znaleziony nad morzem, ostatni list i czas, którego wciąż zbyt mało na odgonienie śmierci. Zaklinając nadzieję i los, wszyscy na oddziale tańczą hospicyjny dance macabre.

Pierwszy takt to wiadomość-cios, pieśń złowrogiej przyszłości, której melodią jest walka. Nasłuchując soliści wychwytują rytm znajomych kroków na linoleum, dzwoniących na obiad łyżeczek, talerzy, skrzypiących łóżek i wózków. Te dźwięki codzienności ogłuszają chorego, żonę, syna i bezradność, ale żadne z nich nie chce przerwać symfonii cierpienia. Dlatego wirują wokół łóżka, szpitala i aptek wytrwale szukając ratunku przed zagładą życia. Znajdują go tam, gdzie ukołysani pokorą tulą się do siebie przy niknących dźwiękach oddechu, a kiedy cichnie życie, bezpowrotnie znika ich wspólny świat. To bolesne zwieńczenie wariacji zmierza co dnia również ku nam.

Autorka Zorkowni zabiera czytelników do lasu pełnego historii pacjentów, które statecznie rosną wśród błądzących w świecie ludzi. Prowadzi ich przez losy bohaterów pokazując piękno w poświacie śmierci. Spacerując po słowach pozwala patrzeć swoimi oczami na istotność człowieka. Poezją koi strach i ból. Kiedy trzeba asekuruje, puszcza kaczki na wodzie albo milczy.

Zawiesza trwanie w refleksji.







zdjęcia: Natalia Sułkowska

4 komentarze:

  1. Ładnie opisałaś wrażenia z lektury. Wiem, że muszę przeczytać pomimo trudnego tematu.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  2. lubię pomagać ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Książka zapowiada się naprawdę interesująco. Wydaje mi się, że ciekawym uzupełnieniem mogłaby być lektura pozycji "Zimne wody styksu". Autor, Tomasz Dzierżanowski, to na co dzień lekarz pracujący właśnie w hospicjum. Utwór raczej przygnębiający, ale taki życiowy, chociaż o tej stronie naszej egzystencji (powolnym odchodzeniu) przykładnie się milczy.

    OdpowiedzUsuń