piątek, 4 lipca 2014

Patti Smith - Obłokobujanie. ,,W ruchu jest szczęście"

Biegnę miesiącami zagłuszając melodie pasji – ku niższym celom, doczesnemu złu. Melancholia pędzi szybciej i dopada sidłając w smutek. Osaczona apatią usiadłam pod wierzbą i obłokobujając ręcznie spisałam rozpływające wyobraźnię wspomnienia.


Zaczęłam czytać idąc ulicą w jeden z pierwszych słonecznych dni tego roku. Uwielbiam czytać w ruchu – załamywać pędzącą wokół przestrzeń mentalną nieobecnością. Oddałam się marzeniom o byciu dobrą, wspomnieniu porozciąganych skarpetek i czarom wygranej zaklętym w przedmiotach.

Czciłam łąkę o rozkołysanej trawie, a kiedy potrzebowałam samotności zapadałam się w nią i gapiłam na niebo. Coś mnie ciągnęło do tej ciszy natury, którą pragnęłam opanować. ,,Bo w niej było słychać jak kiełkuje ziarno albo jak dusza składa się w kostkę niczym chusteczka do nosa.”

Byli tam też ci sami ludzie, których widywałam nocą. Obłokobujacze-wełnozbieracze. To z nimi błąkałam się wśród ostów i cierni, pragnąc ocalić jakąś ulotną myśl niczym kłaczek wełny ze zgrzebła wiatru.

W zachwycie spijanych słów pragnęłam zapleść każde zdanie w wianek i nosić je nad głową choć przez chwilę. Opleciona prostotą i szczerością obrazów tańczyłam w zachwycie odnalezionego szczęścia.

Trzeszczała i dudniła płyta Ghosts Alberta Aylera, na podłodze leżały kadzidełka, gałgany i pergaminowa reprodukcja Deklaracji niepodległości. Zalałam wrzątkiem kilka liści mięty i usiadłam w zmiennym świetle, by przepisać Ojcze nasz po aramejsku mając nadzieję, że dzięki temu doznam jakiegoś objawienia. Opadła kolejna płyta, a ja usiadłam na schodach i przy dźwiękach All men are brothers obserwowałam, jak ludzie wchodzą w mrok.

W chaosie wspomnień i sennych marzeń dostrzegałam hierarchię wartości Patti, z którą spędzałam ostatnio więcej czasu. Wrażliwość i wrażenie to piedestał jej twórczości, swoboda zaś i impuls prowadzą jej instynkt ku duchowemu spełnieniu.

Po gorącej kąpieli z szarą solą morską postanowiłam uszyć bratu kołdrę – taki kowbojski patchwork. Każdy kolejny kawałek tkaniny, który zszywałam ręcznie, powoli i niezbyt wprawnie, był pamiątką z naszego dzieciństwa. Gruba wełniana tkanina z naszych koszul, muślin siostry, flanela z Nepalu, bawełna, aksamity…

Każde słowo sprawiało, że stawała mi się coraz bliższa. Mieszkałam kiedyś w wysoko położonym mieszkaniu z wielkimi oknami. Codziennie przed snem gapiłam się w księżyc, który łudził uchwytnością. Pewnego dnia, jak co dzień podziwiając jego blask zapragnęłam zachować jakąś ważną dla mnie myśl. Kiedy sięgnęłam po notes, księżyc oplotły chmury i pokój ogarnęła ciemność, więc postanowiłam cierpliwie czekać, aż odsłonią go na nowo. Kilka miesięcy później:

,,Księżyc przesłoniła chmura. Czarny blask. Półślepa jak noworodek odszukałam po omacku swój notes i położyłam się, trzymając go w ręku; czekałam, aż księżyc znów wyjdzie i rzuci trochę światła.”

Ubrana jak pijany poeta, nie miałam ochoty patrzeć jeszcze raz, jak obojętnie morduje się nowoczesną poezję.

Pewnego dnia wszyscy umrzemy

Ale ci, którzy są w ruchu

Zostawiają ślady i wracają po nich

Nigdy nie umrą







3 komentarze:

  1. też bym tak pobujała SUPER!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ha, już się bałem, że na dobre odleciałaś! Ale tekst jest naprawdę wyborny - warto było czekać na niego tak długo.

    P.S. Mnie też zdarza się czytać w ruchu - to b. inspirujące doświadczenie: spacerować po ulicy, w ulicznym tłumie, a równocześnie wędrować ścieżkami, którymi podążają bohaterowie utworu. Niezwykła dwoistość :)

    OdpowiedzUsuń