poniedziałek, 24 września 2012


Właśnie skończyłam czytać tę szaleńczą podróż do czasów PRL’u. I muszę przyznać, że jestem pod ogromnym wrażeniem tych dwoje, którzy odważyli się odtworzyć tamte dziwaczne, często znienawidzone, acz niezwykle fascynujące czasy. Opowieść toczy się w czasach współczesnych, naszych czasach, kiedy to ludzie mają świetnie skrojone garnitury, łososia i camembert na kolację. Komediodramat tej historii dzieje się jednak dawno temu, w latach 80’, czasie absurdu i wszelkich ograniczeń. ,,Do rzeczy obywatelko”, ,,tak jest prezesie !”

Na pomysł przeniesienia się do socjalistycznej Polski wpadł dziennikarz – Witold Szabłowski, który to podczas wyjazdu na komunistyczną Kubę został zapytany przez tubylca, co tracimy przez kapitalizm. Zignorowane pytanie powróciło pewnego dnia do jego świadomości i zalęgło się tak mocno, że było jasne iż projekt trzeba zrealizować. Nie dowiem się, póki się nie przekonam, powiedział sobie i swojej żonie, która przystała na ten pomysł. Machina ruszyła. Bohaterowie zaczęli gromadzić przedmioty z tamtych czasów. Do swojego mieszkanka na strzeżonym osiedlu zaczęli zwozić przeróżne przedmioty pamiętające czasy Gierka. Pełna mobilizacja rodziny i przyjaciół pozwoliła odnaleźć w zakurzonych piwnicach fantastyczne ,,kwiatki”. Relaksy, kartki, stary telewizor, w którego, za czasów świetności wgapiało się całe osiedle i masa innych nikomu już niepotrzebnych przedmiotów trafiła do mieszkanka dziennikarzy. Któregoś dnia, potykając się o graty stojące na podłodze postanowili: przeprowadzamy się do wielkiej płyty, do M-3 z przepalającymi się korkami i brązową wodą. Wzięli metry tetry dla swojej małej córeczki i hajda w przygodę!


Początkowo świetnie się bawili kombinując z ortalionowymi ubraniami, fryzurami, starając się zmienić też podejście do ludzi, na to otwarte, socjalne, prl’owskie. Spotkali co prawda kilka kobiet-sprzedawczyń ,,z tamtych lat” ze szminką na zębach i opryskliwym zachowaniem, ale oboje czuli, że tamta mentalność bezpowrotnie zniknęła.


Z punktu widzenia kobiety, poświęcenie Izabeli Meyzy, było o niebo większe niż to męskie, polegające na chodzeniu na wódkę z kumplami i użeraniu się z maluchem. To ona wyszukiwała miliard sposobów na dokładne wymycie prysznica – popiołem. Książę Ludwik był zawsze w pogotowiu, a gotujące się pieluchy widokiem normalnym. To ona użerała się z lekarzami w państwowej przychodni.


O tym co Ci ludzie przeżyli przez pół roku, można by pisać i pisać. Zakończę jednak tę recenzję słowami podziwu dla tych dwojga, przede wszystkim za odwagę, otwarte głowy i zdolność do poświęceń. Co zyskaliśmy ? Co straciliśmy ? Wspaniała pozycja dla kolejkowiczów pamiętających kilometry zintegrowanej społeczności jak i dla dzieci kapitalizmu, którzy słyszeli tylko wspominki swoich rodziców, jak to było za komuny… Polecam najgoręcej !






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz