środa, 28 listopada 2012

Kochanie zabiłam nasze koty - Dorota Masłowska


Poznajcie Farah, samotną kobietę, której ulubionym czasopismem jest to traktujące o wspaniale odżywczej i zdrowiodajnej Jodze, żel antybakteryjny niezawodnym przyjacielem, a jedyna miłość z totalnym kretynem.

Jej świat kręci się wokół Joanne, psiapsióły od pierwszego wejrzenia i zrozumienia, takiej z którą można gadać w nieskończoność. Problem w tym, że upragniona nieskończoność głównej bohaterki nie trwa wiecznie. Jedyna osoba, na której zależy tej nijakiej postaci w rozumieniu globalnym, związuje się ze wspomnianym już, jakże zresztą fascynującym hungarystą pracującym w sklepie z armaturą. Tęsknota, wysłuchiwanie przerażonych wyznań o domniemanej ciąży Jo, obligacyjne śledzenie wszystkich posunięć nowo powstałej, przeszczęśliwej pary doprowadza do nieustającego sączenia się zółci ze zrozpaczonej wątroby głównej postaci. Wkurzony żywot tej przezroczystości o wyrazistych włosach jawnie czegoś oczekuje, marzy, myśli, czuje! Każdy przecież ma prawo do miłości, przytulasków i żenującej macanki w kinie. Cóż jednak z tego skoro nic na tym świecie nie jest sprawiedliwe i jedynym zainteresowanym heroiczną egzystencją Fah okazuje się ogromnie nieapetyczny, zdepresjonowany osobnik o imieniu Albert.
Pewnego kolejnego dnia, w którym nic prócz odmowy wypadu na karaoke z kolegami z pracy nie powinno się zdarzyć, na pohybel swoim przyzwyczajeniom, by udowodnić całemu światu, a przede wszystkim sobie, że jej życie nadal trwa, Fah udaje się na wernisaż. Spotyka tam Go, wariatkę o kolorowej osobowości, która wszędzie ma przyjaciół, faceci za nią szaleją, a rodzice już dawno się wyrzekli. Jeden imprezowy wieczór wystarcza, by Fah wyobraziła sobie, że jej życie już zawsze będzie tak wyglądało. Niestety jak zwykle nic nie okazuje się takie jakie zdaje się być po pijanemu. Gosia nie odzywa się, Fah szuka jej bezskutecznie, Go się odnajduje i zwala na głowę dziewczynie, którą ledwie zna, wmawiając jej, że to ona jest jedyną kto jej pozostał na tym nędznym padole. Dzwoni telefon i po raz kolejny otucha Fah znika.
Ten zarys fabuły nie mówi nic o książce. Gdyby się zająć formą, nie treścią należałoby oklaskiwać talent Doroty Masłowskiej i dziękować za najnowszą powieść. Ta kobieta ma wyostrzony zmysł obserwacji, który dzięki oszlifowanemu warsztatowi jest ubrany w ekspresyjne słowa. Trafna acz gorzka krytyka świata współczesnego, takiej też sztuki, najnowszych gadżetów i bieżących, miałkich uczuć. Pięknie ukazane schematy myślowe i sytuacyjne świadczące o ogłupieniu bohaterów tego zuniformizowanego pod każdym względem globu.
Trzeba by się zastanowić czy już teraz nie należałoby wyrzucić tego wszystkiego do oceanu, by na jego dnie jakaś podstarzała syrena mogła ucieszyć się z najnowszych łupów, które przecież i tak kiedyś zaśniedzieją i stracą swoją ważność.
Ps: Uśmiałam się wielokrotnie !

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz