czwartek, 23 maja 2013

Francis Scott Key Fitzgerald - Wielki Gatsby.

Do KLASYKÓW amerykańskiej literatury warto podchodzić z nieskrywaną nieufnością. Zazwyczaj okazuje się być (bez)podstawnym osąd o przereklamowaniu, niepotrzebnym szumie i przebrzmiałej aktualności tematyki. Co z kazusem Wielkiego Gatsby’ego ? Uczucia mam mieszane, nie jestem wstrząśnięta. 

Pryncypalna postać starego druha jawi się jako obojętny obserwator czteroosobowej intrygi. Jest sąsiadem tytułowego bohatera – milionera. Pozornie rola Nicka jest kluczowa, w istocie mógłby nie istnieć. Nic nie wnosi, nie zabiera. Kilka mądrych zdań typu: „Ile razy masz ochotę kogoś krytykować (...) przypomnij sobie, że nie wszyscy ludzie na tym świecie mieli takie możliwości jak ty.” czy „Nie można przeżyć na nowo czasu, który się już raz przeżyło.” świadczących o wspaniałomyślności autora, nieco mnie łaskoczą.

Chwalę wciągającą akcję, jej tajemnicze sznureczki, za które sprytnie ciąga autor, a której dyskretną ciągotę usprawiedliwiają niewielkie gabaryty. Taktowne uśmieszki i podania smukłych rąk prowadzą wyobraźnię tam, gdzie iść nie powinna, atoli brak tu pikanterii. Odczucia me mogą wynikać z deprywacji charakterystycznej dla kultury naszych czasów, choć sam fakt romansu małżonków oburza i w tej kwestii nic się nie zmieniło.

Dorzućmy szczyptę nieoczywistego schematu, którego adekwatność odrzuciła współczesność. Biedny i bogata, niespełnienie i okrutny los. Oh my lord ! Czemuś mnie doświadczasz! Ale patrzcie! Ten kop spiął mi tyłek! Dążę do bogactwa, jeszcze jej pokażę na co mnie stać!! Będzie mnie kochała po zawsze, na nigdy! Widzimy. Wielką chacjendę i podobnie nienormowaną samotność wśród setek ludzi. Nadzieję błyskawicznie przekształconą w beznadzieję i szybką śmierć.

Winszuję również przyjemnemu charakterowi stworzonych scen. Klimatowi tamtej Ameryki i tamtych obyczajów, pejzaży i wyrazistych miejsc. Co do filmu – jest to książka nadająca się idealnie do wyreżyserowania za wielką kasę tak jak to zostało zrobione. Jazz, drogie samochody, kilogramy makijażu i szlachetnych tkanin, przystojny aktor, piękne kobiety i tuż po przebudzeniu, tuż po premierze, reżyser staje się prawdziwym Nowobogackim Wielkim jakich niemało Gatsbym.

Wyróżnić należy przekład Jacka Dehnela, którego przypisy, trafność i jasność usprawniły polskie wydanie, jak dotąd nieco ubogie w odwagę.

I pamiętajcie, piniądze szczęścia nie dają, daje miłość, ale wszystko bez piniędzy to ... , tak jak i bez miłości. 











3 komentarze:

  1. Dziękuję za recenzję, uchroni mnie ona przed lekturą czegoś czego w książkach nie szukam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekałam na recenzję The Great Gatsby. Nick i jego sarkastyczne wypowiedzi może nie powalają, ale jednak mają "to coś". Zainteresowałaś mnie przekładem Dehnela, myślę, że do niego zajrzę, tak z ciekawości jak to wyszło.

    Kasia

    ps świetny blog! wciągająco-frapujący ;)

    OdpowiedzUsuń