Do kryminałów jestem uprzedzona, horrory mnie śmieszą, a thrillery nie przerażają. Zazwyczaj są koszmarne nie dlatego, że autor tak chciał, a z powodu ubogiego języka i przewidywalnej konstrukcji. Domofon to pierwszy thriller od lat, po który sięgnęłam, a wpłynęła na to znajomość z przesympatycznym autorem, wiele pochlebnych opinii o jego literackich wyzwaniach i upodobanie do trzeszczących, blokowych wind, które wożą ze sobą widmo błyskawicznej śmierci.
Konstrukcję książki można zobrazować organizmem wieżowca. W fundamencie piwnic koczują wyraziści bohaterowie – młode małżeństwo, które na warszawskim Bródnie chce odnaleźć nowy, lepszy początek wspólnego życia i Wiktor, alkoholik od którego odeszła żona. Jedna z klitek należy do bogobojnej staruszki przeklinającej swoje życie całkowicie poświęcone opiece nad schorowaną matką, a kolejna, której numer nie zgadza się z poprzednimi nie należy do nikogo.
Winda to pompa, która napędza życie całego bloku. Odwozi i przywozi mieszkańców, spotyka ich, zmusza do bąknięcia banalnego słówka, odwrócenia wzroku, wzajemnego wdychania tanich perfum, morduje… Co?! Ucina głowy, przestrasza, więzi! To musiał być wypadek, pobrzmiewa głos rozsądku lokatorów, lecz ten ucichnie z biegiem wydarzeń.
Ze strony na stronę czytelnicza ciekawość rozpala się mocniej, a przerzucane kartki zdają się parzyć ręce. Tego, że blokowa aglomeracja mieszkań ma dramatyczną przeszłość domyśla się każdy, nawet thrillerowy laik, lecz ani my, ani przerażeni lokatorzy do końca nie wiemy, co nawiedza ich sny i skąd ten zapach palonego mięsa...
Tendencyjność w jaką wpadają autorzy literatury grozy dopadła miejscami Zygmunta Miłoszewskiego. Trudno jednak pisać thriller bez widma przeszłości i nawiedzonej twierdzy, która więzi niepożądanych lokatorów. Ten wyobrażeniowy twór ma tyle mocnych, co słabych stron. Fabuła składa się z kilku nietuzinkowych elementów, które ubarwiają pełen trwogi schemat, a niektóre cechy są zarazem wadą i zaletą, jak na przykład język sytuacyjny postaci, który miejscami uśmiecha trafnością, a innym razem drażni przerysowaniem. Dynamiczne sceny są kreowane z pomysłem, acz nie obyło się bez niedosytu dopracowania ich budowy pod kątem literackim.
Domyślam się, że miłośnicy gatunku chwalą Domofon za zgrabnie poprowadzoną akcję i udane wykreowanie charakternych postaci. Winszują niebanalnej osi zdarzeń i wektorowi kulminacji, która jest według mnie najsłabszym punktem powieści. Najbardziej doceniam zmysł obserwacji blokowego społeczeństwa i wnioski które stworzyły intrygującą postać obrazującą, że z deficytu integracji, jednostki mogą wpadać na iście diabelskie pomysł inwigilacji niedostępnych sąsiadów. Ku przestrodze ignorantom i spłoszonym samotnikom, ale też tym, którzy mają ochotę na niezły thriller - Domofon.
Ja również jestem nieco uprzedzony do pozostających w ścisłych granicach swojego gatunku kryminałów oraz thrillerów, a jeśli miałbym sięgnąć po tę powieść, to głównie ze względu na wspomniane spostrzeżenia na temat społeczności zamieszkującej blokowiska.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń