Przeciętna długość życia Polki wynosi 80 lat. Mniej więcej tyle lat temu Aldous Huxley wydał ,,Nowy wspaniały świat” zniesmaczony dekadencją i zachowaniami członków swojej klasy społecznej. Stworzył powieść, która mimo upływu czasu, nie miała szans na dezaktualizację.
W przedmowie do pierwszego wydania autor wyznał, że pisząc, niejako bawił się ideą, jakoby ludzie oddali życie możliwości wyboru między szaleństwem i obłędem. To tylko jedna z koncepcji, które Huxley procesualnie wykłada w hipnotycznej fabule. Niniejszy tekst wykaże, jak wiele z założeń sceptycznego twórcy ziściło się dziś, w nowoczesności.,,Miłość ulotna jest, niełaskawa jest, błądzi i rezygnuje”
W świecie Huxleya nie ma małżeństw ani rozwodów. Emocjonalne zaangażowanie jest abstrakcją, bo tu każdy należy do każdego. Jak się to ma do współczesności skoro katolicyzm hula w świadomości rodaków a w weekend są trzy wesela?
Według badań GUS wynika, że nieomal 1/3 formalizowanych związków kończy się sądowym przerwaniem więzów. Klasyczne dowcipkowanie o kobiecie, która tuż po nocy poślubnej zamienia się w jędzę nie przekonuje jako argument wyjaśniający. Powodów takiego stanu rzeczy jest wiele, lecz można śmiało orzec, że fundament małżeńskich niepowodzeń leży w braku poczucia odpowiedzialności. Współczesnym jednostkom szalenie brakuje odruchu walki o tego lub tą, za którą zdecydowali się stać murem i chronić już zawsze. Owo ,,zawsze” trwa zaskakująco krótko, a społeczne przyzwolenie na rozwód niezwykle ułatwia podjęcie radykalnej decyzji. Odchodząc, honorowi rozwodnicy zdają się przyspieszać kroku, a w końcu biegną wpadając wprost w ramiona innej obietnicy wieczności.
Kolejnym zjawiskiem potwierdzającym literacką przepowiednię Huxleya jest nadzwyczajna rozwiązłość młodzieży. Nieletnie mamy nie szokują już chyba nikogo poza wstrząśniętymi rodzicami dzieci spodziewających się dzieci. Do tej wyzwolonej grupy można dodać pewne siebie jednostki, które za życiowy cel obrały odbycie stosunków z jak największą liczbą partnerów. I choć oficjalny taki przypadek w Polsce jest tylko jeden, to nie raz spotykamy przechwałki typu: kto da więcej?
W poszukiwaniu biedy
Lenina i Bernard – dwoje bohaterów żyjących na co dzień w sterylnym, nowoczesnym świecie, podejmuje decyzję o wyjeździe do krainy pozbawionej cywilizacji. Wyprawa do Dzikich to powód do dumy - szansa dana niewielu.
Na podobny pomysł wpada obecnie wielu przedstawicieli kultury zachodu. Pomimo, że w samym fakcie organizowania wyjazdów do skrajnie biednych rejonów świata nie ma nic zdrożnego, kwestia ta wzbudza wiele kontrowersji. Według słownika oxfordzkiego już w XIX wieku nowojorscy notable wybierali się do dzielnic biedy, by zobaczyć jak żyją imigranci. Kierowała nimi ludzka ciekawość i potrzeba współczucia. W tej kwestii, wiele się nie zmieniło i choć na stronach internetowych biur podróży odnajdziemy wiele zachęt i haseł uszlachetniających idee takowej wycieczki, rzeczywistość pozbawia złudzeń. Współcześni ludzie znaleźli w biedocie źródło wspaniałej rozrywki, coś, dzięki czemu momentalnie mogą doświadczyć skrajnych emocji, cyknąć fotkę i po chwili odejść. Krytycy zjawiska poorismu (ang. poor – biedny) podkreślają, że okres Świąt Bożonarodzeniowych i Walentynek sprzyja tego typu wyjazdom. Świadczy to o intencjach podróżników, którzy w czasie, kiedy większość ich pobratymców przebywa z rodzinami, dowartościowują się obserwując ludzi będących w nieporównywalnie gorszej sytuacji.
Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że poorism odzwierciedla również wielkie, kolonialne ekspozycje Czarnych organizowane przez Francuzów na przełomie XX wieku. Wtedy również to Biały był dumny ze swojego wyższego statusu i podobnie jak dziś, oglądając prymitywne kultury podnosił rangę swojego cywilizowanego ego. Tak jak Europejczyk w biedocie, mógł dotykać żywych ,,eksponatów” i robić im zdjęcia.
Czy uprzedmiotowienie odmienności leży w naturze białego człowieka? Obawiam się, że tak, bo skoro 500 lat kolonizacji i dwie wojny światowe nie nauczyły nas wzajemnego szacunku, to już chyba nic nas go nie nauczy.
Wszystko i nic
Dyrektor ,,Rozrodu i Warunkowania” oprowadzając studentów po sterylnych włościach ośrodka zajmującego się ,,produkcją” ludzi rzekł: ,,Wiedza w szczegółach, jak każdy wie, przydaje cnót i szczęśliwości, zaś wiedza ogólna to dla umysłu zło konieczne.”
Dawniej humanista był kimś, kto jako człowiek rozumny i obeznany w nieomal każdej dziedzinie życia i nauki, rozumiał matematykę, pasjonował się fizyką i astronomią jednocześnie zgłębiając literaturę i filozofię. Humanista był kimś, kto rewolucjonizował myślenie pokoleń, wszczynał bunty i jako stały nonkonformista wściekał się na zastaną rzeczywistość próbując ją odmienić, a wszystko to, by nadać sens egzystencji. Dziś, podział na umysł humanistyczny i umysł ścisły jest tak oczywisty, że nikt nawet nie zastanawia się dlaczego powstał. Na uczelniach nie oczekuje się od studentów wiedzy ogólnej, a Ci, ukontentowani takim obrotem spraw karmią lenistwo wiedzą cząstkową. Chlubiący się wybiórczymi, ale jakże błyskotliwymi ciekawostkami rodem z loo books studenci, karmią się wzajem nieistotnymi głupotkami. Co gorsza zdają się być przesyceni wiedzą, której sensu próżno szukać.
Cudze ambicje
Brnąc w kwestie autoobłudy jakiej poddaje się nowoczesne społeczeństwo, warto jest omówić aspekt ,,upodobania tego, co się musi robić” jaki od wczesnych faz rozwoju warunkował poszczególne klasy ludzi utopijnego świata Huxleya.
Dzisiejszy student zdobywa wykształcenie z wielu różnych powodów. Niestety, nader często nie są to wynikowe wieloletnich dążeń do celu szlakiem marzeń z dzieciństwa. ,,Studiuję, żeby mieć papier”, ,,studiuję, bo to wygodne – rodzice płacą, a ja wymagam!” to często słyszane z młodych ust przyczyny decyzji o ichnim wyższym kształceniu. Po pięciu latach, nieokreśleni zawodowo absolwenci polskich uczelni spektakularnie wstrzelają się w marny rynek pracy w supermarketach i fabrykach, a nieliczni ,,szczęśliwcy” wstępują w szeregi korporacji wmawiając sobie, że ich praca to skarb. Co więcej, coraz częściej słyszymy: ,,Lubię swoją pracę, bo w ogóle jest!” i z jednej strony to dobrze, że pakowacz autokreuje sobie miłość do szarego papieru, bo inaczej dopadłby go wspomniany we wstępie obłęd, lecz czy podobna samokreacja nie jest już swego rodzaju szaleństwem?
Tu i teraz
Świat Huxleya to projekcja hasła ,,Tu i teraz”. Jego mieszkańcy noszą syntetyczne ciuchy nadające się do wyrzucenia po jednym sezonie w myśl zasady ,,Dużo łat, nędzny świat”. Obawiam się, że chińskie wytwory wielkich marek nie zauroczą stylem naszych wnuków tak, jak potrafią to zrobić skarby skrzyń znalezionych na wiejskim strychu. Każdy, kto ma choć jedną babciną rzecz, wie o czym mówię.
Ludzie patrzą, nie płaczą
Huxley nie oszczędził czytelnikom i bohaterom perspektywy nieuchronnego końca. W przeciwieństwie do nas – Panów życia - niewolników śmierci, alfy, delty i epsilony hierarchicznie usposobione do wydzielonych zadań nie znają trwogi i strachu przed śmiercią. W ten beztroski świat trafił pół-dziki osobnik, który mimo, że z wyprodukowanej matki, wychował się w świecie, gdzie nauczono go przywiązania i żalu po stracie. W wyniku przypadku zostali odnalezieni przez przedstawiciela swojej pierwotnej rasy i z wielkim entuzjazmem powrócili do futurystycznej ojczyzny. Tam Linda – matka chłopca dokonując żywota wywołała spazmiczny płacz pierworodnego. Swoją reakcją Dzikus zadziwił dziesiątki oswajających się ze śmiercią dzieci, a dyżurna pielęgniarka gniewnie zapytała ,,Nie mógłby się pan opanować?”
Ta scena jak żywo przywołuje mi na myśl zasłyszaną niegdyś historię pewnej kobiety, Polki, której ciężko chory syn trafił do jednego ze skandynawskich szpitali. Skandynawowie słyną ze swej oschłej i wycofanej natury lecz czy są kompletnie pozbawieni emocji? Kiedy owa kobieta ze strachu o ukochanego syna roztrzęsionym głosem dopytywała o jego stan, pielęgniarka kamiennie rzekła: ,,Proszę się uspokoić, przecież wokół są ludzie, to nie przystoi tak płakać”.
Gdzie od 80 lat zmierza współczesny świat?
Na półki konsumpcyjnych produktów, gdzie coraz częściej znajdujemy ludzi. Tam, gdzie gęsta powierzchowność przysłania głębię, a wzloty intelektualne zastępuje erotyczne uniesienia. W tym świecie kompromis oznacza święty spokój, a święty to tylko przykrywka diabelskiego.
Bez wątpienia ,,Nowy wspaniały świat” to dzieło ważne. Na jego sprawczą moc do głębi dotykającą wyobraźnię składają się nie tylko wspomniane przeze mnie analogie, których w książce można znaleźć o wiele więcej, ale również kompozycja, która jest wzorcem świetnego warsztatu. Rozwijanie wątków, dialogi, krążenie wokół znaczeniowego sedna i oczekiwana kulminacja usatysfakcjonują miłośników najróżniejszych gatunków epickich. Od romansu po najlepszej klasy powieść science-fiction, od powieści psychologicznej po zagmatwany manifest antyutopijny. Zawartość przekonuje, że warto.
Ostatnie zdanie recenzji. Esencja.
OdpowiedzUsuńZ.
Wspaniała analiza tego arcyciekawego utworu! Jestem szczerze zachwycony.
OdpowiedzUsuńOjej, szalenie mi miło. Myślałam, że nikt nie przebrnie przez te wywody. Z Twoich ust szczególnie pochlebia mi pochwała.
Usuń