poniedziałek, 23 grudnia 2013

Nim zapadnie noc - Michael Cunningham

Nim zapadnie noc i położymy się do snu pełni słów, Cunningham opowie nam historię w amerykańskim stylu. Niestety tak, jak ostatnio bywa u hollywoodzkich filmowców, zrobi to bez pomysłu.


Rebecce i Peterowi wydaje się, że są szczęśliwym małżeństwem. Nazajutrz przyjedzie do nich brat Rebecci – młody i zabójczo przystojny Myłek, którego problem narkotykowy, jest rzekomo zażegnany. W czasie jego pobytu, rozegra się intryga powieści ,,Nim zapadnie noc”.

Romans zaczyna się jak zwykle niepozornie. Niesforna pomyłka sylwetek pod prysznicem uruchamia wyobraźnię i wątpliwości Petera. Od przyłapania Myłka na ćpaniu, po coraz gorętsze zdarzenia, lawina wątków popędzi ku kulminacji gejowskiego mezaliansu.

Michael Cunningham, jak wielu amerykańskich pisarzy ma niezwykłą zdolność ,,filmowania” literatury. Od pierwszych stron niczym operator, ujęciami opisuje przedstawianą rzeczywistość. Dygresyjne myśli bohaterów oddane są niczym w filmowej retrospekcji, ale wyraźnie brakuje mu słuchu do dialogów oraz skutecznej koncepcji na wdarcie się do świadomości czytelnika. Sceny błyskawicznie rozmywają się w pamięci, a postaci są nijakie. Zabrakło dynamiki, zaskoczeń i emocji, dlatego daleko mu do Eugenidesa, Bukowskiego czy Palahniuka.

Pomimo, że wątek homo jest tu kluczowy, ,,Nim zapadnie noc” nie kręci się wokół namiętności osób tej samej płci. Spomiędzy krótkich acz dosadnych przemyśleń wokół życia i śmierci, wyłania się obraz człowieka współczesnego, który niczego nie może być pewien. To, że przez 40 lat podobały Ci się kobiety, nie musi oznaczać, że w wyniku silnych bodźców Twoja orientacja się nie zmieni. Jeśli myślisz, że żona Cię kocha, to nie znaczy, że nie myśli o rozstaniu, a miłość do córki, którą przez wiele lat pielęgnowałeś może okazać się niewystarczająca, bowiem złudzenia, to nasz ulubiony pokarm.

Nie czuję się lekturą zachwycona. Nie myślę też, że przeczytanie ,,Nim zapadnie noc” było stratą czasu. Ambiwalencja mówi sama za siebie, dlatego ni polecam, ni odradzam.

2 komentarze:

  1. Nie znam w ogóle tego pisarza, a widzę, że wzbudza emocje. Recenzja Twoja oraz pochodząca z blogu Czytanki Anki, którą wsparłem się, by zobaczyć zdanie innych na temat tej lektury, wskazuje, że jednak tę pozycję warto omijać, nie poświęcając jej swego cennego, czytelniczego czasu. Blogosfera to jednak dobra rzecz - jeśli człowiek znajdzie już wartościowe blogi, to zawsze trafi na nich na recenzje, pełniące funkcje znaków ostrzegawczych przed miernymi lekturami. Cieszę się, że tym razem to nie ja ostrzegam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeczytałabym, żeby skonfrontować swoją opinię z dwiema. Będą trzy.

      Ja mam wątpliwości,
      Stąd ambiwalencja (intencjonalność dwuwartościowa).

      Usuń