Bouvard i Pécuchet to opowieść o dwóch przyjaciołach błądzących po ścieżkach wszelkich dziedzin nauki.
Pewnego dnia, ten barwny paryski tandem, który doświadcza przyjaźni od pierwszego wejrzenia postanawia całkowicie odmienić swoje życie. Porzucając swe zakurzone nieświeżym powietrzem francuskiej stolicy mieszkania i po uprzednim zainwestowaniu prawie wszystkich funduszy jakimi dysponują, wyruszają na podbój... wsi. Barwne opisy zachwytów nad każdą napotkaną marchewką i biedronką prowokują uśmiech na mej twarzy, co za wariactwo, myśli każdy normalny człowiek, trzeba to zatem przyznać już teraz, Ci dwaj, z normalnością mają niewiele wspólnego. Postanawiają zostać wybitnymi ogrodnikami w swym pięknym ogrodzie posiadającymi wszelkie możliwe gatunki roślin. Natura jednak nie chce współgrać z laikami, rozmaite próby i wysiłki pełzną na suchych, zgnitych lub niewyrośniętych ,,niczych”. Panowie nie zniechęcają się, skoro z ogrodnictwem się nie udało, oddajmy się rolnictwu! W trybie natychmiastowym wyrzucają swego dzierżawcę po czym ochoczo zabierają się do uprawiania krzyżówek melonów i innych ogórków. Nic z tego. Mimo przeczytanej ogromnej ilości pozycji dotyczącej uprawy, los im nie sprzyja, a finalnie pali im się suszone na sposób holenderski siano. Tych nieprzeciętnych dwoje parało się również chemią i anatomią, cieszmy się że nikogo nie uśmiercili, choć należy wspomnieć o jednym przypadku, kiedy było blisko. Astronomia była zbyt trudna i nie można z nią było współpracować. Archeologia za to, była dziedziną owocną, odnajdywali tysiące starych, nic niewartych przedmiotów z różnych zakątków kraju zagracając tym samym ogromną część swojego mieszkania. Skończyło się kradzieżą zabytkowej cmentarnej chrzcielnicy, która ,,przecież nie była nikomu potrzebna, a w dodatku wcale nie była chrzcielnicą!” i kłopotami z prawem. Historia porwała ich bez reszty, na literaturze znali się lepiej niż niejeden wybitny twórca, polityka była ryzykowna, higiena wszechogarniająca, czary niebezpieczne, a filozofia tak abstrakcyjna, że ciężko było się w niej połapać. Uff tyle tego, złego i dobrego.Gustave Flaubert w swojej ostatniej książce, która to niedokończona, według niektórych wpędziła go do grobu, ukazuje nam pogoń ludzkości za postępem, chęcią zgłębiania wiedzy, która w rzeczywistości jest pełna sprzeczności, a prawa niepodważalne, łatwe do obalenia.
Z subiektywnego punktu widzenia, popartego odczuciami opinii publicznej i Antoniego Stygietyńskiego, którego to esej dołączony jest do najnowszego wydania Bouvarda i Pécucheta, należy stwierdzić, iż to najmniej udana książka genialnego realisty i psychologa mieszczańskich dusz jakim niewątpliwie był Gustave Flaubert. Dłużąca się, nudnawa, bez wyraźnych konkluzji, pełna filozoficznego bełkotu jest schyłkiem kariery i życia autora. Nie umniejsza ona jednak wyjątkowości i umiejętności twórcy, wszak nie pojawił się jeszcze taki, co by Bouvarda i Pécucheta napisał lepiej, a no tak, nic nie dzieje się dwa razy. Może i dobrze...
Pozbądź się tych apostrofów przy nazwiskach bohaterów w ostatnich zdaniach. Bardzo Cię proszę. :)
OdpowiedzUsuńDone
OdpowiedzUsuń