piątek, 15 marca 2013

Intryga małżeńska.

Po głębszej refleksji dotyczącej poprzedniej recenzji uznałam, że skrzywdziłam to dzieło doborem słów, nie podkreśliłam walorów ani nie zachęciłam do lektury, a taki był mój cel wyjściowy, przecież książka naprawdę mi się podobała. Wobec tego zaczynam raz jeszcze, uzupełniając, domyślając, zapisując.

Zastanawialiście się kiedyś, ile lat ZMARNOWALIŚCIE u boku kogoś, przy którym tak naprawdę nie byliście szczęśliwi, lecz wydawało Wam się, że to to to ? Czy to szczęście było rzeczywiście realne, odczuwalne i dlaczego minęło, skoro tak? Wypalenie cząstki duszy innego człowieka z myśli jest w ogóle możliwe !? Przecież ona wszystkim, a bez niego świat we mgle i pustka bezbrzeżna... I w końcu... ile jesteśmy w stanie dać, znieść i jak długo się oszukiwać w imię miłości, jej namiastki, gorzkiego nieistnienia?


 Rzecz się dzieje w Stanach. Lata osiemdziesiąte, choć czas przebiegu tej powieści jest uniwersalny. Amerykańscy studenci są stereotypowo znani publiczności całego świata. Czerwone, plastikowe kubki na balangach akademickich, częste orgietki pomiędzy partnerami wolnych związków, piękne cheerleaderki i przystojni sportowcy w puchowych kamizelkach to tylko kilka z tych ekstremalnych, kojarzących się stricte kanonów życia na kampusie college'u. A to, jak wszystko co dobre i złe w życiu, dobiega końca i w związku z tym, należy podjąć dojrzałe decyzje o swojej przyszłości. Lecz gdzie tu miejsce na gotowość zmierzenia się z egzystencjalnymi kopniakami kiedy serce bije mocniej tylko dla wariata, który odrzucił?

Madeleine jeszcze do niedawna, po wygranej walce z egzaminami końcowymi, miała w planach wyjazd z rosłym, a w dodatku szalenie pociągającym młodzieńcu, o dźwięcznym imieniu Leonard do oazy naukowego spokoju, gdzie wybranek mógłby bez reszty oddać się biologicznej pasji.

Leonard, inteligent, który wczoraj odrzucił miłość Madeleine i popadł w depresję kliniczną, nie tak dawno myślał, że nad wszystkim panuje, ignorując symptomy choroby psychicznej i wydzwaniając do wszystkich znajomych chcących go słuchać opowiadając o ogromnej tęsknocie za piękną i jedyną miłością – M.

I kolejna, ostatnia już postać intrygi - Mitchell, beznadziejnie zakochany w tej samej ciemnowłosej istocie, która nie wiedząc co począć z egzystencją po bolesnym rozstaniu, nigdy nie odwzajemniała przepływu miłosnych feromonów wysyłanych przez Mitchella. Ten jednak, jako jedyny w tej pokręconej historii, wie co chce począć ze swoim życiem, przynajmniej na okres wakacji- wyjeżdża z przyjacielem w podróż do Indii, zahaczając o europejską krainę.

Tak, powieść jest głównie o miłości. Czy pierwszej i jedynej, prawdziwej? O tym dowiadujemy się zazwyczaj pod koniec życiowej wędrówki, a fabuła nie obejmuje bilansu bytu głównej trójki bohaterów. Opisuje raczej poświęcenie jakiego wymaga uczucie, dbałość i konieczność całkowitego oddania jeśli chciałoby się, by się udało. Współpracy.
Unikać należy niewyjaśnionej, narastającej frustracji, wiązania się z ludźmi chorymi psychicznie, ignorowania seksualnych sygnałów oraz tchórzostwa w intymnych sytuacjach.

Eugenides wciąga jak wir w interesującą otchłań tej przeciętnie niezwykłej historii, od której nie chce się odchodzić. Rozgoryczenie w związku z potencjalnie zmarnowanym życiem, przeplecione potężną dawką literatury pięknej, obrazami biednych Indii i niespełnionej miłości zaspokajają moje czytelnicze wymagania. Pikanterii dodaje fakt, że autor umieścił w niej elementy autobiograficzne i autentyczną korespondencję ze swoich podróży. Bez czczej gadaniny, pisarz ukazał dylematy młodości, których radykalność traktuje o wielu aspektach dalszej egzystencji uświadamiając, że wszystko prócz uczuć zależy od nas.

Ulubione literackie cytaty:

,,Kocham Cię" - Figura nie odnosi się do deklaracji miłości, do wyznania, lecz do powtarzanego krzyku miłości. 

Po pierwszym wyznaniu, kolejne ,,Kocham Cię" nie znaczy już nic; tak bardzo wydaje się puste, że w tajemniczy sposób powraca jedynie do dawnego przesłania(które być może nie przebiło się przez te słowa).  

Tego nie ma w książce, ale sądzę iż jest interesujące i bezpośrednio nawiązuje do fabuły:

Na ,,kocham Cię" - różne światowe odpowiedzi: ,,ja nie", ,,wcale Ci nie wierzę", ,,po co to mówić?"itd., ale prawdziwym odrzuceniem jest ,,nie ma odpowiedzi". 

,Kocham Cię - Ja też

Ja też jest odpowiedzią doskonałą, gdyż to, co jest doskonałe, musi mieć formę, natomiast forma jest tutaj ułomna, w tym sensie, że nie powtarza dosłownie głośnego wypowiedzenia - a wypowiedzenie powinno być dosłowne. 

Roland Barthes - Fragmenty dyskursu miłosnego

3 komentarze:

  1. College i co potem? Oddać się w wir dalszej nauki, miłości czy beznadziejnych westchnień? Zwariować razem z szalonym partnerem czy umierać z tęsknoty za nim? Nie zwariować? Kogoś namiętnie pocałować? Zaakceptować? Trudne jest życie podstarzałej 23-latki oszalałej z uzależniającej miłości, w końcu zobojętniałej, smutnej, samotnej i bez przyszłości. Przyjaciele i reszta znajomych króliczka kończą szkołę, czas decyzji, niepewności, czekania na upragniony list z Yale. A może podróż do Indii w celu niesienia pomocy w zastępach Matki Teresy z Kalkuty? Niezwykle interesująca pozycja nawiązująca do amerykańskiej literatury, religii, miłości i nierozwiązanych problemów z samym sobą. Poruszająca, wciągająca i uprzytomniająca : ) Ciekawe doświadczenie. Polecam !

    OdpowiedzUsuń
  2. Szalenie przyjemna w odbiorze mimo niezaprzeczalnej trudności poruszanych tematów. Pełna życiowych dylematów, które występują w każdym wieku, ale nie w każdym są decydujące ciągowi dalszemu egzystencji. W strukturze emocjonalnej układanki wiele dowiadujemy się o naturze homo sapiens i literaturze stworzonej przez genius sapiens. Istnieje coś takiego jak filozofia miłości, co więcej, jesteśmy w stanie ją zrozumieć! W towarzystwie trójki studentów, przedzieramy się przez chorobę psychiczną zdiagnozowaną i leczoną oraz tą kiełkującą, mogącą eksplodować w kryzysie, dylematy moralne i ciągłe poszukiwanie miejsca, serca i bratniej duszy na ziemi.

    OdpowiedzUsuń
  3. Walka o przetrwanie z człowiekiem chorym psychicznie, mimo miłości i szaleństwa, nadal jest walką, najpierw z chorobą, potem ze sobą, a na końcu z samym chorym, nie mającym wpływu na powłóczenie nogami i ciągłą chandrę. Walka z wszechogarniającym uczuciem beznadziejnej miłości również jest walką, często przegraną brakiem wzajemności, ale też skazaną na fiasko z racji skupienia się na naiwnej nadziei rychłego ślubu. Mitchell, Leonard i Madeleine tworzą to Eugenidowskie universum. Pełne pachnącej tuszem literatury, mnóstwa z nią wspomnień i przygód. Decyzji podjętych dzięki autorowi, profesorowi czy impulsowi... Wszystkiego tego, co siedzi z tyłu głowy tych z wątpliwościami, nie planującymi przyszłości lub obawiającymi się jej. Nie lękajcie się, będzie gorzej niż przypuszczacie ;), oby tylko bardziej świadomie i ze względnym uśmiechem na ustach. Wciągająca i włączająca myślenie.

    OdpowiedzUsuń