niedziela, 31 marca 2013

Harold i jego niezwykła wędrówka.

Życie ludzkie można porównać do piramidy złożonej z krótkich momentów, cudownych chwil i przykrych incydentów. Przegapienie jednego z istotnych elementów tej skomplikowanej układanki grozi zawaleniem nie tylko misternej konstrukcji ale i ogółu egzystencji. 

Harold Fry jest człowiekiem któremu wiele umknęło. Popełnił wiele karygodnych błędów w wychowaniu swojego syna, a relacje z żoną pozostawiają wiele do życzenia. Nic by się pewnie nie zmieniło, gdyby nie list, który przysłała mu Quennie Hennessy – dawna przyjaciółka, która smutno w nim oznajmia, że umiera na raka i tą oto przesyłką pragnie pożegnać się ze starym kumplem z pracy.

Impuls jaki wywołała ta smutna wiadomość powoduje u adresata natychmiastową chęć odpowiedzi. Z przygotowaną, banalną odpowiedzią dodającą otuchy, Harold wybiega z domu do najbliższej skrzynki pocztowej, ale zaaferowany myślami krążącymi po jego ponad szcześćdziesięcioletniej potylicy omija ją, by udać się do następnej i kolejnej, aż finalnie postanawia zanieść tę bielutką kopertę osobiście.

Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt odległości jaka dzieli Harolda od hospicjum gdzie tymczasowo przebywa Quennie. Jest to bowiem 627 mil długiej, wyczerpującej wędrówki, na którą heroicznie nastawiony do misji bohater nie jest w ogóle przygotowany. Mimo to jednak, w koszuli i krawacie, żeglarskich butach i z portfelem w kieszeni pędzi przez angielskie miejscowości.

Ciepłe krajobrazy i ludzie, których spotyka, nadają jego przygodzie głębszego, niż sam fakt dostarczenia listu, sensu. I tak oto jego wędrówka staje się misją zbawczą śmiertelnie chorej kobiety, która niegdyś uratowała Haroldowi skórę.

Wbrew pozorom, nie jest cukierkowo. Autorka pisała tę książkę o świcie, gdy jej rodzina jeszcze słodko spała w ciepłej pościeli, a jej ojciec umierał na raka. Dla niej, jak podejrzewam, była to forma terapii, ucieczki od okrutnej rzeczywistości, na której niektóre aspekty nie mamy kompletnie wpływu. Dlatego właśnie, autorka nie boi się zadawać trudnych pytań i zmusić czytelnika do zrobienia rachunku sumienia... Ona nie ma nic do stracenia, jak Harold, a odbiorcy mogą dzięki niej coś naprawić, stawić czoła swoim lękom i otworzyć zamknięte do tej pory dla innych wrota duszących ich tajemnic.

1 komentarz: