piątek, 3 maja 2013

Chustka !

Uszczęśliwia nas oddech miłości na rozpalonym ramieniu, uszczęśliwia dotyk drobnej dłoni dziecka, paraliżuje strach o ich niepewną przyszłość, paraliżuje widmo nadejścia i odejścia, śmierci i nas samych. Najlepiej wiemy co jest dla nas dobre, lepiej od innych sądujemy co jest lepsze dla nich, źle radzimy sobie ze strachem, najgorzej jest nie umieć żyć. 


Joanna Sałyga pracowała w korpo, rozwiodła się z mężem – Voldemortem, urodziła szalenie inteligentnego syna, zakochała w Niemężu, założyła firmę... Wyliczanka mogłaby trwać dalej, gdyby nie jeden z decydujących jej elementów, zachorowała na raka. Trafione zatopione. Topi się perspektywa, trafia jej brak. Zalewane smutkiem oczu policzki schną razem z traconymi kilogramami, wlewami i japońskimi – cud – cudów nie ma – tabletkami. Przyzwolenie na rezygnację kusi ciepłą pościelą gigantycznego łóżka – od dziś poduszka to Twój najlepszy przyjaciel. Aśka śpi głęboko, śniąc kolorowe sny, ale tylko kiedy musi, bo pada na nos ze zmęczenia lub jest noc.

W tytanowej zbroi autorki poczytnego bloga Chustka mieszczą się kwadryliony splotów miłości i wsparcia bliskich, dalekich, nieznajomych znajomych, walczących i obserwujących. Pod pachą znajdziemy metalowe, łaskoczące krawędzie niewymuszonego optymizmu. Chełm to ogromne skupisko siły woli walki. W brzuchu był skurwysyński drań, ale go (żołądek) wycięli i choć czasem heroska zatka się niepopitym kawałkiem mandarynki, porządne klepanie po plecach pomoże. Poklepania koleżeńskiej otuchy są zbędne, nie popadajmy w schematy, wszak kobieta ta, jest od nich horyzontalnie oddalona.

Zaśmiewałam się na stacji wymiany opon, martwiłam w autobusie, płakałam w samotności. Nie skłamię jeśli powiem, że dzięki tej publikacji otworzyłam oczy docenienia doświadczanego szczęścia. Oszołomiła mnie trywialność czerpania radości z życia i hierarchii jego wartości. Dla każdego jej geneza jest jednakowa – składają się na nią zdrowie i miłość, później długo długo nic, by kolejność niższych schodków dobrać osobiście i indywidualnie. Zapewniam, że i te, jeśli panuje między nimi rozgardiasz, łatwiej będzie uporządkować po przeczytaniu Chustki.

Wzruszam się na każde jej wspomnienie, podziwem zwieńczam wzniosłość jej luzackich wpisów, wsłuchuję się w brzmienie proponowanych przez nią piosenek wczytując w treść cytowanych wierszy. Autorka serwuje pigułkę siły zagryzaną bananami, która tym razem nie pomogła, ale niewykluczone jest jej nieskończenie zbawcze działanie.

Na zakończenie, z nadzieją entuzjastycznej zachęty, z wielką przyjemnością pozwolę sobie zacytować dwa zabawne fragmenty:

podjechaliśmy (koło wymienione, tak, tak) na parking lokalnej mekki konsumpcjonizmu celem kupienia choinki.
panowie sprzedawcy kulili się jak kurczaczki w starym golfie.
po dłuższej chwili jeden wychynął z fury.
przed zakupieniem zażyczyłam sobie otrzepania choinki ze śniegu.
- ja nie jestem od trzepania - zażartował pan rezolutnie.
- słyszałam, że mężczyźni SĄ od trzepania - odparłam nie mniej banalnie.
pan zachichotał dziko i zwrócił się, nieopatrznie, do Niemęża: a pan jest mężem tej pani?
Niemąż, który był wczoraj fatalnie społecznie aspołeczny, na to: nie, jestem koleżanką, niemiecką sportsmenką na sterydach, najebać ci?

niewtajemniczonym opiszę wygląd Niemęża: sumiaste wąsy i broda, prawie metr dziewięćdziesiąt wzrostu i tyle samo wagi.
a panowie byli całkowicie spaleni trawą, więc przydało im się trochę tresury.

2:
zapytałam dziś Syna, kim chce zostać, gdy będzie dorosły. odparł:dziadem, któremu kot nasrał na głowę. absurdalny ma humor. po mamusi.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz