czwartek, 19 września 2013

Milan Kundera - Nieznośna lekkość bytu.

Nazwisko tego czeskiego prozaika przewijało się przez moją czytelniczą świadomość niezliczoną ilość razy. Czy to przy okazji wspominek rarytasów, dziwactw i sztuk pięknych zza południowej granicy, czy w okolicznościach wymiany nazwisk literackich, których książki trzeba przeczytać. Milan Kundera.


,,Nieznośna lekkość bytu”. Pięknie brzmi tytuł tej słownej struktury, w której czeluść postanowiłam zanurzyć się któregoś popołudnia. Tak mi bliska nieznośność, upragniona lekkość i byt sam w sobie, nieznośnie lekki. Lekkość ta zestawiona z ciężkością, która nasuwa się większości, kiedy myślą o życiu, zdaje się przygniatać samym skojarzeniem. Paralelnie do rozwijającej się fabuły, poczucie lekkości faluje raz stając się mrzonką tytułu i jednego, książkowego fragmentu, a innym razem - celem.

W pierwszych zdaniach powieści, rewelacyjnie przetłumaczonej przez miłośniczkę Czech i tamtejszej kultury, absolwentkę praskiej szkoły filmowej (FAMU) Agnieszkę Holland, autor odnosi się do idei wiecznego powrotu, mówiącej o powtarzalności wszystkiego cośmy już raz przeżyli. O tej pozornie kuriozalnej hipotezie marzy niejeden inteligentny poszukiwacz sensu życia. Nadawałaby ona znaczenia wyborom, przyjemnościom i pięknu świata. Wobec tej teorii, powtarzalny rachunek sumienia nie przygniótłby tylko najsilniejszych. Niemniej, jako że to tylko koncepcja, sam fakt przemijalności zdarzeń wybacza i przyzwala wszystkim, na wszystko.

Dość specyficzna narracja trzecioosobowa, w której podmiot liryczny obserwuje opisywany świat niejako z dystansu, ujawniając się niekiedy wtrąceniami refleksji dotyczącymi życiowych dylematów (,,Ale czyż nie jest tak, że autor umie mówić tylko sam o sobie?”) przyjemnie kołuje czytelnika, który uwielbia wyłapywać osobiste smaczki twórców.

Rzecz jest o Tomaszu, o którym ten ktoś przy biurku myślał już od wielu lat. Chirurgu, który trzy tygodnie temu poznał Teresę i zakochał się natychmiastowo. Została u niego przez tydzień, by później wrócić do swojej małej, czeskiej mieściny, a ten, stojąc w oknie zastanawiał się, czy zaprosić ją do Pragi na stałe, czy nie. Czynnikiem na niekorzyść był strach przed odpowiedzialnością, przed obowiązkiem opieki nad dzieckiem, które wyjął z koszyka, bo nie traktował Teresy jak swoich regularnych kochanek, patrzył na nią jak Termutis na Mojżesza.

Kwestię rozstrzygnęła sama zainteresowana przyjeżdżając, któregoś dnia do Pragi i niejako skazując go na wspólne życie. Pierwszy raz od wielu lat Tomasz zasnął z kimś w jednym łóżku (zazwyczaj odwoził swoje kochanki po północy lub zwijał się od nich czym prędzej, odnajdując skuteczną wymówkę).

Tomasz nie zrezygnował ze swoich licznych przygód seksualnych ani po tym, jak pokochał Teresę, ani, kiedy ta dowiedziała się o jego zdradach. Rozgraniczał kochanie się z kobietą od spania z nią, przeciwstawiając je sobie i tłumacząc, że spółkowanie dotyczące niezliczonej ilości pięknych ciał nijak się nie ma do pragnienia wspólnego snu z tą jedną jedyną.

Byli ze sobą przez wiele lat. Przez wiele lat Teresa, walczyła z ciągłym upokorzeniem tłumiąc je we dnie, dając upust w nocnych koszmarach, by z kobiety ze środkiem uspokajającym w dłoniach zmienić się w niezależną, bezgranicznie kochającą swego męża kobietę, która zniosła wszystko, lecz zapachu obcego łona na kochanych włosach, nie mogła, dlatego kazała mu je umyć...

W toku wydarzeń wspomnieniowych autor konstruuje skomplikowany obraz tych dwoje, którzy przez lub dzięki sytuacjom, które przeżyli są w stanie kochać się wzajemnie, ale nie kochać siebie samych. Świadomych tego, że piękno i prawda kryją się za kurtyną brzydoty i zepsucia.

W kolejnych częściach powieści śledzonej z łatwością, acz misternie skonstruowanej, poznajemy Franza, bez reszty zakochanego w Sabinie – malarce przybyłej do Genewy z okupowanej Pragi. Postaci, którą znamy już dobrze z namiętnych relacji z Tomaszem. Zależności między tymi dwojga również są nieznośnie wręcz skomplikowane.

Wtrącony w powieść ,,Mały słownik niezrozumiałych słów”, w którym odnosząc się bezpośrednio do kreowanych postaci Milan Kundera wyjaśnia znaczenie słowa kobieta, wierność i zdrada, muzyka czy światło i ciemność, wyjaśnia, a nawet usprawiedliwia powszechnie uznane za kontrowersyjne poczynania bohaterów przywołując ciężarną lekkość znaczeń tych słów.

Książce przypisywane są polityczne wydźwięki. Czas akcji to okres Praskiej Wiosny i szerzącego się w Czechach komunizmu, dlatego nie mogło obyć się bez kontrowersji wokół jej wydania i rozpowszechniania. Ja jednak, w ocenie ogółu skupiałabym się raczej na pytaniach, które autor wplata w spiralę skojarzeń, wyjaśnień i poszlak wokół jednej tylko myśli, jednego zdania, które drąży i krąży wokół fabuły i wykreowanych postaci wpijając się w czytelniczą świadomość.

Ogromny entuzjazm wzbiera we mnie, kiedy myślę o tych wszystkich rewelacyjnych dziełach, które wyszły spod piór geniuszy, a nie trafiły jeszcze w me zachłanne ręce. Szaleję z radości uświadamiając sobie, że mam jeszcze wiele lat, na zgłębianie literackich rozkoszy, do których zaliczam też tę: ,,Nieznośną lekkość bytu.”



Od lat 70’ Milan Kundera mieszka we Francji. Całkowicie odciął się od czeskiej kultury, a swój rodzimy kraj odwiedza tylko incognito. Co więcej, zakazał wydawania swoich książek napisanych po francusku, w Czechach.

Lekkość bytu potrafi być naprawdę nieznośna...



7 komentarzy:

  1. I kolejna recenzja, którą czytało mi się nader przyjemnie. Wiesz, że chętnie podążam Twoimi literackimi ścieżkami, dlatego po "Nieznośną lekkość bytu" sięgnę, gdy tylko nadarzy się ku temu okazja.
    Cieszę się Twym entuzjazmem, życząc Ci mnóstwa wspaniałych dzieł do przeczytania, analizowania i zapisywania Twych wrażeń im towarzyszącym.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dla mnie to książka, do której muszę wrócić. Tyle czasu minęło, że czas sprawdzić czy ta proza nadal na mnie działa. Polecam przy okazji "Śmieszne miłości" i "Ostatni walc" Kundery.

    OdpowiedzUsuń
  3. Kolejna recenzja zmuszająca do zapoznania się z kawałkiem mocnej literatury. Gratuluję doboru świetnych dzieł i jestem wdzięczny za dzielenie się fascynacją do nich.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja ciągle jestem na etapie pierwszego akapitu, tj. nazwisko Kundery przewinęło mi się przez uszy setki razy, nie raz, nie dwa macałem jego książki, ba, z pietyzmem ustawiałem je na empikowskich półkach, ale jakoś ciągle nie mogę się zabrać do lektury choćby jednego dzieła tego gościa. Prezentowana lektura wydaje się wyborna, podobnie jak recenzja Twojego autorstwa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasem warto jest odkładać tego typu kąski na ,,ten" ,,kiedyś" moment, który będzie tym idealnym.

      Szaleję z radości na myśl, że czytasz moje teksty ! : )

      Usuń
  5. Oj tam bez przesady z tym geniuszem. Zajebista książka, ale delikatnie wkurzała mnie narracja. Była taka trochę po łebkach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, z perspektywy czasu również uznaję powyższy zachwyt za niejaką hiperbolę. Niemniej po lekturze byłam oszołomiona och! : )

      Pozdrawiam.

      Usuń