wtorek, 10 grudnia 2013

Zelig - Woody Allen.

Reakcja na filmy Woody’ego Allena zawsze jest skrajna. Jedni uważają je za snobistyczne opowiastki o niczym, których elementem wiążącym jest scena toastu przy pięknie zastawionym stole. Inni, cenią sobie ich uniwersalny humor osadzony w elitarnej rzeczywistości klasy wyższej. Przynależność do któregoś z obozów radykalizuje odbiór filmów, dlatego entuzjasta nie przekona sceptyka o ich świetności i odwrotnie - sympatykowi nie zohydzi się absurdalnego stylu. Może to zrobić tylko sam Woody Allen.


Jak dotąd należałam do widzów zniechęconych filmami Allena. Zażenowana płycizną znaczeń i ciągłą repetą wątków tylko potwierdzałam swoje odczucia kolejnymi seansami. Poznasz przystojnego bruneta okazał się kompletnym nieporozumieniem, a Vicky Christina Barcelona i Zakochani w Rzymie tylko zatwierdziły nieprzychylną ocenę za całokształt obejrzanych dotąd filmów.

Oryginalna konstrukcja kryminalnych intryg we Wszystko gra i Scoopie delikatnie przesunęły busolę w kierunku sympatii dla umiejętności reżysera, natomiast Zelig mnie w nim rozkochał.

Leonard Zelig, Lizzard, Cameleon, nazywa się go różnie, lecz zawsze tak, by czuł się nieswojo w swoim ciele. Jego sylwetka potrafi błyskawicznie przeobrażać się w postury Żydów, Chińczyków, Murzynów, Indian i Grubasów zupełnie jak zmieniająca barwy, skóra kameleona. Zawsze nie do rozpoznania kamufluje się w ciałach sobie obcych. Nietrudno o domysł, że taki dar tudzież przekleństwo skutkuje słabą kondycją psychiczną osobliwego dziwoląga, dlatego Zelig regularnie trafia do szpitala psychiatrycznego. Tam, opiekuje się nim naukowiec, dr Eudora Nesbitt Fletcher – piękna, młoda i ambitna pocieszycielka strapionych, która za wszelką cenę chce wyleczyć pacjenta.

W czasie, kiedy rzesze lekarzy próbują dociec podłoża niezwykłego schorzenia Zeliga, on staje się ikoną popkultury. Wizerunek Kameleona, postrzeganego jako nowy cud świata widnieje na zegarkach, grach planszowych i materiałach reklamowych. Mimo wszystko, zawrotna kariera nie pomaga Zeligowi osiągnąć upragnionej samoakceptacji.

Zelig nieudacznie próbuje wydostać się z dziwactwa, które go deprecjonuje. Godzinami wpatruje się w jeden punkt, marząc o wtopieniu w tłum. Nadzieja na ratunek przed szaleństwem leży w kobiecie, z którą związek jest tu pokręcony jak w życiu.

Film ma formę dokumentu z lat 30’ co prowokuje myśl, że historia wydarzyła się naprawdę. Wrażenie, że Allen nie tylko gra Zeliga, ale też go uosabia nie odstępuje widza na krok. Wątła postura, liczne natręctwa i nerwica, ale też zamiłowanie do jazzu i kreacji, charakteryzują obie postaci. Ogromna popularność Zeliga miota nim od ludzkiej miłości do nienawiści zupełnie tak, jak zmienia się stosunek widzów do Woody’ego Allena i jego filmów.

Oglądanie powstałego w 1982 roku, czarno-białego obrazu w rytmie rewelacyjnej muzyki lat 30’ to czysta przyjemność. Nie przeszkadza to jednak, by po seansie wyjść ze świadomością pełną bolesnych wniosków. Każdemu z nas zdarza się przecież udawać kogoś, kim nie jest. Nie ma takich bez kompleksów i krępujących natręctw. Wszyscy, gdzieś tam w środku chcielibyśmy być rozpoznawalni, a niejednemu potrzebna jest terapia.

Choć w filmie przewija się ogrom życiowych puent, pragnę wyodrębnić tę jedną, głoszącą o sile miłości – jedynej skutecznej broni w walce z chorobą braku akceptacji, a ta jest tęsknotą wielu z nas.














3 komentarze:

  1. Większa część twórcza tego pana przeze mnie poznana wciąż woła o pomstę do nieba za każdą minutę wymęczoną w katuszach kiczu.

    Zelig ukazuje niewątpliwy talent Łudiego - świetna koncepcja

    OdpowiedzUsuń
  2. Z tej strony opozycja. Widziałem tylko "Vicky Christina Barcelona ". Jak na okładkę komedii romantycznej film okazał się ciekawym studium psychologicznym związków. No i obsada zajebista.

    Z.

    OdpowiedzUsuń
  3. Allen nakręcił cztery naprawdę wybitne filmy: "Annie Hall", "Manhattan", "Hannah i jej siostry" oraz "Zbrodnie i wykroczenia" (trochę cięższy w klimacie). Polecam zobaczyć je w pierwszej kolejności przed pozostałymi planowanymi ;)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń